Czy Nancy Feaser, Karl Lauterbach i Claudia Roth czy Donald Tusk będą mogli wjechać do Stanów Zjednoczonych? Jeśli wierzyć najnowszej decyzji administracji Trumpa, to zdecydowanie nie.
Autor: MEINRAD MÜLLER | Stany Zjednoczone dały jasny sygnał – taki, który wywołuje zmartwienie w Berlinie, Brukseli i innych urzędach. Osoby aktywnie uczestniczące w ograniczaniu wolności słowa w przestrzeni cyfrowej nie będą w przyszłości otrzymywać wiz do Stanów Zjednoczonych. Sekretarz stanu USA Marco Rubio nie pozostawił wątpliwości, że jest to celowe działanie: niemieccy cenzorzy, którzy w imię „walki z nienawiścią” i „ochrony demokracji” dokonują nalotów na prywatne mieszkania lub ścigają obywateli za posty, nie będą mogli wjeżdżać do Stanów Zjednoczonych.
Łowcy nienawiści z rutynowymi przeszukaniami domów
Punktem zwrotnym był reportaż CBS z Niemiec, który wywołał przerażenie w Stanach Zjednoczonych. Trzech niemieckich prokuratorów – mianowicie z Dolnej Saksonii – towarzyszyło tzw. „dniu akcji przeciwko przestępstwom z nienawiści”. To, co sfilmowały amerykańskie ekipy telewizyjne, mogłoby posłużyć jako negatywny przykład w każdym podręczniku dotyczącym państwa prawa: poranne rewizje domowe z udziałem sześciu funkcjonariuszy, konfiskata telefonów komórkowych i laptopów, a do tego złośliwe uwagi pod adresem zaskoczonych i przestraszonych obywateli, którzy zostali wyrwani z codzienności – z powodu postów w mediach społecznościowych.
Podejrzenie: obraźliwa uwaga na temat polityka. W Ameryce nawet wiceprezydent zareagował oburzeniem. JD Vance jasno stwierdził: „Obrażanie kogoś nie jest przestępstwem”. Kropka. Według Vance’a kryminalizacja wyrażania opinii będzie miała negatywny wpływ na stosunki transatlantyckie.
Każdy, kto poprzez finansowane przez państwo organy cenzury – czy to w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, prokuraturze, czy w organizacjach pozarządowych finansowanych z pieniędzy podatników – uczestniczy w usuwaniu niewygodnych opinii z sieci, nie ma czego szukać w USA. Żadnego sympozjum na Harvardzie, żadnej wycieczki do Doliny Krzemowej, żadnych rodzinnych wakacji na Florydzie – nic. Może to również dotyczyć członków rodzin takich osób. Sygnał jest jasny: kto ogranicza wolności, sam powinien z nich zrezygnować.
Polityczne przesłanie dla Berlina i Brukseli
Administracja Trumpa otworzyła tym samym rozdział, który może stać się wzorem również w Europie. Pomysł, że urzędnicy lub politycy, którzy prześladują swoich obywateli za słowa, nagle sami muszą zrezygnować ze swoich przywilejów, trafia w sedno aktualnych nastrojów. Milczenie koalicji jest znamienne. Krok Waszyngtonu nie jest bowiem dyplomatyczną grą, ale nowym standardem moralnym: nie ma swobody podróżowania dla ciemiężców.
Wyobraźmy sobie, że w Brukseli lub Strasburgu stosowano by tę samą miarę – i pociągano do odpowiedzialności komisarzy UE lub wysokich urzędników państwowych, którzy za pomocą wielomilionowych programów zwalczają „dezinformację”, podczas gdy w rzeczywistości eliminują głosy niepożądane politycznie.
Koniec swobody działania dla wrogów wolności
Nie chodzi o podróże do Ameryki. Chodzi o zerwanie z podwójnymi standardami. Ci, którzy zabraniają innym zabierania głosu, nie powinni już występować na arenie międzynarodowej jako strażnicy zachodnich wartości. Ci, którzy sami podważają praworządność, nie mogą już powoływać się na praworządność.
Stany Zjednoczone pociągnęły za hamulec bezpieczeństwa, a Europa powinna wziąć z nich przykład. Ci, którzy nadal uważają, że mogą nadużywać swojej władzy do politycznych czystek, powinni sprawdzić swoje dokumenty podróżne. Dla transatlantyckiej wolności rozpoczyna się nowa era. A to ma swoje konsekwencje!
***

CENZURA: Od Maja w Niemczech wycofana z handlu !!!
W języku niemieckim ukazała się nowa książka. Może wkrótce i w Polsce…
Nowa publikacja:
Maria Pilar rozlicza się z „zieloną zarazą”
Do zamówienia bezpośrednio ze strony:
https://www.buchdienst-hohenrain.de/
https://www.buchdienst-hohenrain.de/product_info.php?products_id=1887